O Mnie
A teraz idź i spraw,
by Coś
stało się możliwe
Kilka słów o mnie
Pozwól, że opowiem Ci kilka słów o sobie (tutaj możesz po prostu “skip the ad” i zobaczyć fragment -> dlaczego chcesz ze mną pracować? :D)
Swoją przygodę z tańcem towarzyskim zaczęłam w wieku 6 lat, z dość długą przerwą po kontuzji kolana (tak, tak - sport to zdrowie!), choć taniec od zawsze, nieprzerwanie przewija się przez moje życie w różnych aspektach i kombinacjach. Mam na swoim koncie wiele wygranych turniejów tańca, choć chyba co ważniejsze - jeszcze więcej wspaniałych wspomnień i ciągle żywych emocji związanych z tym cudownym tanecznym okresem!
Po operacji i długiej rehabilitacji musiałam zrezygnować z intensywnych treningów, więc na pewno już domyślasz się, że wiązało się to z zakończeniem mojej turniejowej kariery (posiadam mistrzowską klasę taneczną “A” w tańcach latynoamerykańskich i standardowych). Od tamtej pory moja taneczna pasja nabrała kompletnie nowego charakteru - zaczęłam poznawać inne formy tańca, szkolić się z nieznanych dotąd kierunków, zafascynowałam się stylem Hip Hop oraz Street Dance, w których jestem certyfikowanym instruktorem. Wtedy też zaczęłam UCZYĆ TAŃCA na serio. Najpierw dzieci, młodzież, później kobiety - latinki, i to, co pokochałam najbardziej - pary 🙂 Tak więc sentyment do tańca towarzyskiego, tańca z partnerem, pozostał i ta dziedzina jest zdecydowanie najbliższa memu sercu!
Z wykształcenia jestem pedagogiem, takim który miał pracować z trudną młodzieżą… Życie napisało jednak swój scenariusz i moja przygoda z resocjalizacją zakończyła się, zanim na dobre się zaczęła… Choć jednym z najbardziej fascynujących doświadczeń łączącym taniec z kierunkiem studiów, było prowadzenie zajęć tanecznych dla Wychowanek Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Szczecinie. 2 lata niezwykle ciężkiej, ale najbardziej satysfakcjonującej pracy, jaką kiedykolwiek wykonałam. To napawa mnie dumą!
Możesz spytać: dlaczego akurat pierwszy taniec? Dlaczego po prostu nie otworzysz szkoły tańca?
Pozwól, że opowiem Ci o swoim pierwszym tańcu… a raczej jego braku Jak już wiesz, całe moje życie w jakiś sposób było związane z tańcem, to była jego integralna część i coś, co kochałam robić. Nigdy nawet nie myślałam o tym, że w dniu mojego ślubu mogłoby zabraknąć tego pięknego akcentu ze mną w roli głównej – wypracowanego, romantycznego, wymarzonego Pierwszego Tańca. Okazało się jednak, że Mąż nie jest z tych “kochających” taniec. Ba, nie jest nawet w nim zauroczony. No nie lubi, po prostu, co tu dużo gadać. I tak się jakoś złożyło, że nie zawalczyłam o to, aby się postarać, aby jednak przekonać Go, że warto, że będzie fajnie, że przecież to Jedyny Taki Dzień… że Goście, że tradycja. No nie, odpuściłam… więc pobujaliśmy się chwilę w rytm “Dirty Dancing”, co by chociaż namiastkę Goście widzieli… i tyle. Taka ze mnie tancerka A teraz żałuję, że nie dałam z siebie więcej.
I tak sobie myślę, że doskonale wiem, z jakim stresem się to wiąże, wiem z czym się zmagacie, jak chcecie, a jednak nie chcecie, bo strach, że coś nie wyjdzie no i trema straszna… i tutaj powiem, że właśnie ten pierwszy taniec może być początkiem Waszej wspólnej, tanecznej drogi 🙂 To, ile możecie SOBIE dać w tym najważniejszym dla Was dniu, zostanie z Wami już na zawsze. Pierwszy taniec jest jedną z tych rzeczy, które dajesz drugiej osobie. Dajesz swoje starania, poświęcenie, swój strach i stres, a także wdzięczność i dumę. Że podjęliście ten trud dla siebie. A z tego często rodzi się wspólna pasja… i ja po prostu chciałabym być częścią tego procesu.